Poznaczony bliznami półelf stał przed karczmą o jakże ciekawej nazwie "Pod Krewką Krewetką". Zaiste, pokiwałem głową, niektórzy ludzie mają wybujałą wyobraźnię. Poprawiłem dwa krótkie miecze na plecach, sprawdziłem czy przy wyciąganiu nie przetną cięciwy łuku przewieszonego przez plecy. Poklepałem się po wybrzuszeniach, gdzie były małe noże do rzucania i poprawiłem kołczan, by nie zawadzał. Ostatni raz byłem w mieście przed dwoma laty. I bynajmniej nie była to miła wizyta. Pogłaskałem mojego towarzysza, łasicę, owiniętego wokół szyi. - No to co stary, wchodzimy? Zero odpowiedzi. Wcale się jej nie spodziewałem. Otworzyłem drzwi i już na wstępie niemal się przewróciłem na plamie krwi na podłodze. Zwyczaje się nie zmieniły, myślę łapiąc równowagę. Szybko omiotłem wzrokiem wnętrze. Nie widząc bezpośredniego zagrożenia, podchodzę swobodnie do lady wykładając kilka złotych monet. - Poproszę wino i coś do jedzenia dla mnie i dla niego - wskazuję na istotkę owinięta wokół mojej szyi.
|