Błazen Gwyn pod mroczną wieża staną (a tak mu się bynajmniej wydawało patrząc na tą krwią karczmę zalaną). - "Oberża pod Krewką krewetką" -wymamrotał przypominając sobie ogłoszenie które zobaczył jakiś czas temu, w miejscu "postem" nazywanym, na krętych drogach inter... yhym znaczy się Miejscem-Którego-Nazwy-Niemożna-Wymawiać. Faktycznie wizja przepysznej wodnistej polewki jaką kiedyś robiła jego matka człowiecza wydawała się nader kusząca, a i z miotłą nieregularna potyczka mogła być całkiem zabawna, ale... -Krew, smród, i hałas tu odrobinę za duży. -pomyślał. -No i popatrzcie na ten cyrk. Krasnolud popisać się przed tłumem lubiącym, pół-elf z stworzeniem niewiadomego pochodzenia owiniętym wokół szyi, mag z ego ponadprzeciętnym i jego towarzyszka o libido jak z tąd do Moronu. A! I oczywiście nasza perełka wśród dziwów kapłan co się chwile temu w orka barbarzyńcę zamienił. -Nie dla mnie to miejsce, nie dla mnie ten wikt. Tu takich jak ja to na pęczki mają, tu barda potrzeba co by dusze niespokojne tego kramu śpiewem nakarmił. -Powiedział do nocy głuchej i drzwi wyrwanych. Po czym powiedziawszy te słowa odwrócił się i zabrał rzyć w troki, w ciemną nocy odchłań. Hop hop dało się usłyszeć w oddali, hop, hop moi mili. Mijając błazna bard tajemniczy metalem obwieszony udając się własnie w kierunku karczmy natchnienia i widowni szukając, już w myśli składał komediowej piosenki słowa z "hop hop" które mu jakoś w pamięci zapadły.
|